sobota, 22 grudnia 2012

Piosenka o przykrywce

z serii HITY WSZECHCZASÓW: Moja piosenka o przykrywce...ilekroć ją słyszę to przystaję...szczyt romantyzmu ze strony kobiety; ---> podjechać po swego faceta na spotkanie...znacie inne?...

http://www.youtube.com/watch?v=WBxyhNdevoY&feature=share

niedziela, 16 grudnia 2012

PIENINY: Sokolica 747 npm

Jak co niedziela poniosło mnie...wolę jak mnie tak nosi...Inni chodzą do kościołów niedzielną porą, pełnych bożków z gipsu i matek namalowanych na obrazkach pokropionych wierząc że to święte...dla mnie góry to sacrum...i cieszę się z takiego obcowania z Bożym stworzeniem..:)...więc teraz padło na Pieniny gdzie mam z Zakopca jakiesi 50-60 km...a że już Trzy Korony mam zaliczone wybór padł na pobliską Sokolicę...
Trasa łatwa...startujemy z Krościenka...auto można pozostawić na rynku nieopodal posterunku Policji...no ale na ulicy dochodzącej do rynku, bo tam panowie misiowie chcieli wlepić nam mandat...
Trasa szalenie malownicza, ekspozycja miejscami robiła na mnie większe wrażenie aniżeli tatrzańska...
Czas przejścia około 5 godz.można zrobić o wiele szybciej, ale nie pozachwycamy się wtedy widokami.




 Przełom Dunajca robi wrażenie.
Reliktowa sosna pod szczytem Sokolicy.
Boberki naiwniaczki, myślą że dadzą im zrobić tamę na Dunajcu???

A tak wygląda trasa jaką pokonałem:
Tu różnica wzniesień:












środa, 21 listopada 2012

...wymyślona myśl, z niewymyślonej sytuacji...

...niektórzy ludzie żyją skłóceni z innymi, skłóceni z samymi sobą,skłóceni ze swym życiem...wtedy zaczynają odgrywać spektakl według swojego własnego scenariusza, który jest odbiciem ich własnych obaw, lęków i frustracji...
....szkoda tylko, iż nie mogą grać w tej sztuce sami i wciągają w nią innych...aktorów...

poniedziałek, 5 listopada 2012

...

…sporo czytam ostatnio ( na blogach) o surviwalu i dochodzę do wniosku że zbyt dużo tam teoretyków...ja jestem za praktyką, ona wszystko zweryfikuje, klikać każdy sobie może, jeden lepiej drugi...jeszcze lepiej…jak w życiu: liczą się czyny nie zamiary…dlatego postanowiłem sobie w każdy weekend popełniać coś surviwalowego…i tak zgodnie z postanowieniem wykombinowałem, że sobie w niedzielę popichcę (pogotuję)...jak na osobę która na codzień je "na mieście" to gotowanie może okazać się niezłym surviwalem, jak również dla innych, ktorzy potem to muszą zjeść ;) ...tym bardziej że gotowanie jest mi znane z TV, więc  pomysł weekendowej lekcji pichcenia w byle jakich warunkach mi się spodobał...
...I tak gotowałem w parowaczce makaron  wraz z  cebula i pomidorami (są zazwyczaj najłatwiej dostępne więc myślę że warto na nich potestować)...wyszło co wyszło; dzielnie zjadłem ;) zatwardzenia nie było, a wręcz przeciwnie ( sporo cebuli było, więc wiadomo co się później działo ;) 
...Wnioski: 
----> makaron lepiej nie warzyć na parze tylko w wodzie bo zajmuje to około 2-3 godzin, więc też powinien być cieniutki...
----> ryż będzie lepszym rozwiązaniem, gdyż wystarczy go zagotować i pozostawić i dalej dojdzie...
 ----> nie wrzucamy wszystkiego naraz bo zanim się jedno ugotuje to drugie się rozgotuje...
 ----> coś do "okraszania" dla smaczku wart mieć ( smalec ze skwarami )...

...Postanowiłem robić po trosze ZAPASY...i tak: podczas normalnych zakupów dokupuje jakieś 20% więcej i te właśnie % ( O!!!   %.  ;), właśnie !!!! Wódeczkę też warto mieć, alkohol to zawsze jest niezła waluta wymienna ) idzie na zapas…są to: sardynki, szprotki w puszce, ryż, makaron, kasza...jeszcze nie mam pomysłu na chabaninę (mięso), ale to pewnie na konserwach się skończy…wodę mam ze swego źródełka…ale mimo to trza będzie zakupić w butelkach 5 l., to jednak myślę że zrobię dopiero wtedy jak się będzie zanosiło na najgorsze ( oby nigdy to nie nastąpiło)…oczywiście zapasy muszą być urozmaicone…
....stale dbam o kondycje codziennie no może co dwa dzionki: bieganie, chodzenie, góry (mam rzut beretem), basen…zamiast windą to z buta do góry gonię i tak na codzień sobie utrudniam by coś dla kondycji popełniać…no a na ten weekend już mam PLAN...

...wiem że może to komuś wydać się banałem co wyżej napisałem, no cóż dla mnie to nie jest ;)...


niedziela, 4 listopada 2012

Dzień z życia Polaka

...Dzień z życia Polaka...

...Wstaje rano, włącza japońskie radyjko, zakłada amerykańskie spodnie, wietnamski podkoszulek i chińskie tenisówki, po czym z włoskiej lodówki wyciąga niemieckie piwo z niby polskiego browaru. Siada przed koreańskim komputerem i w … amerykańskim banku zleca przelewy za internetowe zakupy w Anglii, po czym wsiada do czeskiego samochodu i jedzie do francuskiego hipermarketu na zakupy. Po uzupełnieniu żarcia w hiszpańskie owoce, holenderskie warzywka, belgijski ser i greckie wino wraca do domu. Włącza prąd za który zapłaci szwedom. Gotuje obiad na rosyjskim gazie . Na koniec siada na włoskiej kanapie i… szuka pracy w polskojęzycznej niemieckiej gazecie – znowu nie ma!   Zastanawia się, dlaczego w Polsce nie ma pracy???...

...ech...wyprzedali nas, a my nic...daliśmy się orżnąć...aż się gadać nie chce...